Bardzo śmieszna zmiana w pracy.
Tak jakoś się złożyło, że byłam dziś jedyną kobietą w okolicy.
Szefowie-faceci, kucharze-faceci, kelnerzy-faceci, barmani-faceci, klienci-faceci...
Ma to wiele dobrych stron. Ale oczywiście nie tylko.
Obsługiwaliśmy dziś kolację dla czterdziestu dystrybutorów deskorolek i snowboardów firmy "santa cruz" z różnych krajów. Międzynarodowe towarzystwo złożone z panów w różnym wieku, ale w zdecydowanej większości noszących się na "deskowo". (Niektórzy wiedzą pewnie co mam na myśli, a ja nie jestem pewna, czy "na skate'a" znaczyłoby to o co mi chodzi.)
Tak czy siak, panowie oczywiście piją. A jak panowie piją w towarzystwie panów na wyjeździe służbowym, to panowie piją bardzo dużo.
Wieczór zakończył się dla mnie przeciągnięciem się mojej zmiany i jednym sporym siniakiem na udzie, ale zanim się zakończył panowie-szefowie zauważyli, że ja sobie świetnie radzę z tą całą klientelą i zostawili mnie do donoszenia alkoholu.
Muszę przyznać, że sporą część mojej dzisiejszej zmiany po prostu przegadałam :)
Poznałam dwóch Polaków - Ci albo byli porządniejsi, albo po prostu zachowywali dobre pozory, bo przynajmniej nie dawali do zrozumienia o czym myślą, kiedy na mnie patrzą.
I chociaż wszystko skończyło się dobrze, a bohaterowie tej bajki żyli długo i szczęśliwie - spora część pewnie z kacem rano;], to ja się tak zastanawiam:
Gdzie się podziali mężczyźni szanujący kobiety? Seriously.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz