sobota, 3 kwietnia 2010

Oczko!, czyli niecodzienne fotostory ;)

Dnia 2 kwietnia dwadzieścia jeden wiosen temu moja mama przeżywała ogromne katusze, co tradycja nakazuje mi świętować każdego roku... :)

W urodziny, dość niecodziennie, obudziłam się w pustym (już nie)moim domu, co postanowiłam wykorzystać i uczcić wymarzonym porankiem. Ciepła kąpiel pełna bąbelków, pyszne śniadanie z aromatyczną kawą amaretto (gdyby tylko zdjęcia mogły oddawać zapachy... hmmmm) i Paul Anka puszczony tak głośno, żeby było go słychać w każdym pokoju... :)
Tak radośnie rozpoczął się pierwszy dzień roku pod znakiem oczka ;)


Wielki Piątek zobowiązuje, a przynajmniej ja zobowiązałam się, że upiekę ciasto... Założenie dobre, z wykonaniem były jednak pewne problemy. xD Przez ostatnie lata rzeczy pozmieniały swoje miejsce w kuchni na przykład. Nie mogłam niczego znaleźć, w dodatku strasznie pracochłonne to ciasto, bo co i rusz trzeba na coś czekać aż ostygnie - no i samo w sobie miało dwie warstwy, owoce, krem i polewę. Popołudnie z głowy ;)

Gdzieś w międzyczasie zapragnęłam zrobić sobie grzanki. Niby nic, a to właśnie przez te grzanki o mało domu nie spaliłam... (!) :D:D:D Tak, tak, ja i moje zdolności. Chociaż nie biorę winy całkowicie na siebie. Nasz toster zasługuje na Nagrodę Darwina czy coś, bo ta śmiercionośna maszyna odskakuje i nie potrafi się nagrzać, jeśli nie zablokuje się przycisku włączającego toster... wykałaczką. A zatem, włączyłam toster na amen i... pochłonięta ciastem, zapomniałam o nim. Kiedy poczułam co dzieje się za moimi plecami, z tostera już się dymiło - i to solidnie. W całym domu zrobiło się biało... Chwila nieuwagi i proszę :))
Wraz ze smrodem spalenizny przeszła mi ochota na grzanki...


Wieczorem kameralna impreza w dobrze znanym i lubianym gronie :))
Dziękuję tym, którzy przyszli, a Ci co nie mogli niech żałują ;)
Było bardzo pozytywnie, a w rezultacie za jakiś czas czeka mnie ciekawy wieczór z Baczyńskim i (jak przejdzie mi wstręt na alkohol;p) kieliszkiem mojego ulubionego Martini. I nawet jeśli miałabym pić do lustra, to będzie to lusterko-motylek. Cóż za styl ;)

Oj, tęskniłam. Tęskniłam bardzo.

I tylko następnego dnia rano musiałam się uporać z czymś więcej niż kacem...
Wieczorem wyciągnęliśmy to moje ciasto, ale polewa nie zdążyła zastygnąć, więc trochę nam się rozlała na blacie przy nakładaniu. Miałam nawet to sprzątnąć od razu, ale coś mnie od tego odciągnęło i później zapomniałam.
Jakież było moje zdziwienie rano, gdy na blacie znalazłam kłębuszek kociej sierści, a na podłogach zastałam pełno małych czekoladowych śladów kocich łapek... ;)


21... where do we go now? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz