piątek, 5 lutego 2010

Ciekawy Piątek ; )

Bardzo produktywny dzień zaczął się od tego, że przespałam z 7 godzin(!) ;-) i zjadłam czekoladowego muffina na śniadanie. Mniam! Powinnam częściej to łączyć, skoro potem nadszedł tak dobry dzień.

Z pozytywnym nastawieniem oraz względnie wypoczęta napisałam próbny egzamin z niemieckiego. Nie robiłam żadnych powtórek, ale jak na to, że ich nie zrobiłam, to i tak jestem nawet z siebie zadowolona. (Co - jeśli chodzi o niemiecki - rzadko mi się zdarza...;p)

Potem przyszły trzy godziny niesamowicie kreatywnego hiszpańskiego. Oh mein Gott, jakie postępy! Dyskutowaliśmy sobie na temat zasadności kary śmierci - tak właśnie, po hiszpańsku. I pomyśleć, że w październiku odmienialiśmy czasownik BYĆ...
Gdy brakuje nam słów, to po prostu pytamy, ale nasze wypowiedzi mają ręce i nogi, a nawet czasem sens;) [a to nastraja jeszcze pozytywniej]

Po zajęciach spełniłam swój obywatelski obowiązek i oddałam głos w wyborach do samorządu na przyszły rok. Co prawda mnie tu wtedy już nie będzie, ale co z tego? ;p

Zanim wróciłam do akademika udało mi się jeszcze cyknąć kilka fajnych fotek na Air Force Memorial. To taki budynek-pomnik poświęcony pamięci lotników, którzy zginęli w II Wojnie Światowej po stronie aliantów. W każdym razie... ma fajny punkt widokowy :)

A słońce nadawało dziś temat "wiosna" (wybaczcie, jeśli jesteście jedną z tych osób, które - jak moja mama - musiały ostatnio zakupić łopatę, co by spod śniegu móc wykopać samochód;] )
No ale sami zobaczcie:
Wystarczy otworzyć okno, a wiosna aż sama się prosi do środka... :)

A teraz, po pracy i kąpieli, zasiadam sobie - jak każdy (nie)normalny człowiek - do tłumaczenia słówek z hiszpańskiego. Jak każdy normalny człowiek, który w sobotę ma 7-godzinne szkolenie, a w niedzielę dwie zmiany w pracy, ale z drugiej strony... kto normalny siedzi w piątkowy wieczór nad pracą domową zamiast w pubie nad piwem? No chyba tylko Rory Gilmore i ja. ;p

Wspominałam już, że zaczęliśmy nowe zajęcia z literatury hiszpańskiej? No bo stąd to całe zamieszanie. Kolejna niesamowita nauczycielka (chociaż mam też dwóch fajnych nauczycieli-facetów;]), która uświadamia mi, jaka dobra kadra mi się trafiła. Muszę przyznać, że Royal Holloway University of London ściąga tu niezłych ludzi - podkupuje kadrę Cambridge(literatura hiszpańska) i Oxfordu(filozofia niemiecka), kusząc położeniem. Bo jednak łatwiej jest dojechać z Londynu na obrzeża, niż do O. lub C. :)

W uszach soundtracki Zimmera, Hornera, Williamsa i Kaczmarka, czyli wszystko to do czego najlepiej mi się pracuje. Kawa pod ręką, okulary na nosie i jedziem. 50 stron F.G.Lorci do przetłumaczenia.
Gotowi, do startu, start...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz