Przemiły spacer London by night, kolacja w Chinatown i obowiązkowy Starbucks.
Rozmowy do rana przy grzanym winie i doktorze House'ie.
Pyszne śniadanie z kradzionym masłem i prawdziwą(!) kawą. Błogo!
Poranna sesja "na szybko, na łóżku". Diabelska, chodź po małych zmianach kolorów przypomina bardziej sesję anielską.
Cały świat oczami zawłaszczających anglików w British museum.
Włoska pizza długo wybierana.
National gallery i ciekawostki z malarstwa.
Chowanie się przed tutejszą mżawką na przepyszne mango i chwilę odpoczynku dla zalatanych nóżek.
Jazda czerwonym autobusem. Na piętrze. Z przodu. Na szczęście wtedy już wyszło słońce. Widoki niesamowite.
Pół godziny pociągiem i już na kampusie. Biegiem na sztukę. History boys. Kulturalna sobota zakończona sukcesem... grupy teatralnej. Bo na moje prywatne sukcesy to będę musiała jeszcze poczekać.

Ewa, dziękuję za fajową sobotę! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz