Dzisiaj miałam kolejny egzamin z hiszpańskiego. Tym razem z literatury i tłumaczeń. Jedno tłumaczenie było moim zdaniem trudne - chociaż niektóre słowa domyślałam się po polsku, brakowało mi angielskich odpowiedników(szczególnie słownictwa kościelnego^^).
Na samo wspomnienie ostatniego egzaminu aż mnie brzuch i głowa na raz rozbolały tuż przed wejściem do sali, ale... szybko opanowałam stres jak zobaczyłam że ostatnie pytanie było z noweli, którą jeszcze raz przeglądałam rano przed egzaminem;p
Punkt dla mnie za wydedukowanie, że "lustrabotas" to ktoś, kto poleruje buty. Ale to mój polski fart po prostu, bo 'lustro' skojarzyło mi się z czymś błyszczącym, a 'botas' z butami(hiszp.: zapatos, więc niepodobnie). Nigdy wcześniej na oczy tego słowa nie widziałam oczywiście ;D
Wczoraj z kolei przedegzaminacyjnie dopadł mnie jakiś streso-marazm. I siedziałam tak po powrocie z "biblioteki" (nie było ANI JEDNEGO wolnego miejsca, więc siedziałam w computer lab i udawałam, że to to samo...), nie mogłam już się skupić na hiszpańskim, zmęczona oglądałam kolejne odcinki 'How I met your mother' i jakoś tak mi się humor samoistnie staczał, jak po równi pochyłej, w dół.
I kiedy zdałam sobie sprawę z żałosności sytuacji wyłączyłam seriale, włączyłam music, usiadłam na łóżku z kartką papieru i nie myśląc za bardzo o tym, co robię, napisałam sobie nagłówek: "Sposoby na pokonanie tego ogarniającego mnie marazmu".
Wypisałam pięć punktów, które powinny pomóc mi ogarnąć sprawy, które mnie ostatnio denerwują, drażnią lub niepokoją(brak mieszkania i współlokatorów jako jeden z nich) i postanowiłam, że po prostu znowu wezmę sprawy w swoje ręce. Nie będę mówić więcej, żeby nie zapeszać, ale dzisiaj wstałam z zupełnie innym nastawieniem i od rana poza egzaminem ogarnęłam całkiem sporo innych spraw. :D
Zorganizowanie górą!
Trzymajcie kciuki.
A w lipcu... jadę do Barcelony! :) Hip hip, hurra!
P.S. Tytuł w końcu niewiele ma wspólnego z tym postem, ale to fajny tekst jest, po prostu. Czarno-biały. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz