czwartek, 30 września 2010

fenomen złamanego serca
zawsze mnie zachwyca
rozpiętością barw cierpienia

piątek, 24 września 2010

Nie jest źle ;)

Według Times'a Royal Holloway plasuje się na 88 miejscu światowo (ranking 200 najlepszych uczelni), a na 22 miejscu w Europie. Polska się na ranking nie załapała... ciekawe dlaczego?
Oto co brano pod uwagę:

A dla ciekawskich dokładne listy TUTAJ:
http://www.timeshighereducation.co.uk/world-university-rankings/2010-2011/europe.html

wtorek, 21 września 2010

ROCZNICA

Minął rok od kiedy przeniosłam się do Anglii. Po tym roku miałam pierwotnie w planie dwie opcje - albo zostanę tutaj(Economics&Management), albo wrócę na SGH.
Tymczasem dziś wstałam rano i pojechałam na zajęcia z interior design. Wymarzone, ukochane, wspaniałe - było niesamowicie! Potem po całym dniu cudownych zajęć, które mnie fascynowały, a nie zanudzały, spotkałam się ze znajomym i jego dziewczyną na przemiły obiad. Na koniec poszłam, jak prawie co tydzień, na zajęcia z tanga argentyńskiego.

W najśmielszych snach rok temu nie wyobraziłabym sobie tak fantastycznego obrotu spraw. A jednak! Zrobiłam to. Czeka mnie wyśmienity rok pełen ciężkiej pracy, ale przy tym jak do tej pory wszystko się układa to ciężka praca mi nie straszna, bo wiem dokąd zmierzam.

Dostałam nową pracę z bardziej elastycznymi godzinami pracy i możliwością awansu. Ułożyłam sobie plan tak, że mogę pogodzić moje "główne" studia German&Spanish z kursami z interior designu, pracą, tangiem i jeszcze pilatesem. (Dobra organizacja i dużo szczęścia to podstawa planowania w moim wypadku;]). A przy tym wszystkim mam soboty wolne. Od zajęć i pracy przynajmniej, więc będę miała czas na regenerację i przygotowywanie się do zajęć.

Jestem z siebie dumna.

Life's good to me. :)

P.S. Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie pomoc i wsparcie wielu fantastycznych osób. Kocham Was bardzo! - przez cały rok, codziennie!

niedziela, 19 września 2010

coś się kończy, coś się zaczyna...

Obejrzałam ostatni odcinek przyjaciół.
Tak sobie oglądałam je przez całe wakacje, zaczynając tuż po przyjeździe na Majorkę, potem z Wojtkiem w Barcelonie, pracując w Londynie... tak naprawdę chyba tylko będąc w Polsce nie obejrzałam ani jednego odcinka, bo tam nie miałam ani chwili do "stracenia"... ;)

A teraz niedziela wieczór, zakończyłam dziesiątą serię, a tym samym - wakacje.
Jestem gotowa.
Jutro wielki dzień. W końcu spełni się Wielkie Marzenie. Nie do końca to jeszcze do mnie dociera...
Rano jadę na nową uczelnię, zaczynam zajęcia z interior designu i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że będzie to wszystko to, na co liczyłam; a może nawet więcej...?

Dziś był pierwszy dzień w nowej pracy, jutro pierwszy dzień na nowej uczelni. Z moim charakterem nigdy nie poznałam znaczenia słowa "nuda".

Trzymajcie kciuki! :)

sobota, 18 września 2010

"Hide and seek"

To tytuł filmu. Horroru w zasadzie, który oglądaliśmy dzisiaj wieczorem.
Była godzina dziesiąta, drzwi do pokoju zamknięte, na korytarzu ciemno, w pokoju ciemno i tylko ten film na laptopie, a nas czworo.

Akcja w pełni, główny bohater szukał po domu podejrzanego o morderstwa. Skrzypiące drzwi i takie tam. Rzeczony postanawia zejść do piwnicy, podchodzi do drzwi, otwiera je... zapala światło. UŁAMEK SEKUNDY i światło zapala się u nas na korytarzu. Widzę to przez szparę w drzwiach i mówię drżącym głosem "ej, światło się zapaliło... u nas!" (wszyscy przebywający w domu oglądają ten film...) i w tym momencie same otwierają się drzwi. Wrzaaaaaask!!!!!! Wrzeszczałyśmy z przerażenia.
Cięcie.

****

Był sobie Carl, mój współlokator.
Carl jest bardzo wierzący. Ze względu na to, że Papież przebywa obecnie w Wielkiej Brytanii i w dodatku mieszka w domu naprzeciwko domu rodziców Carla, Carl przekładał moment swojej wprowadzki kilka razy. Powiedział nawet, że wprowadzi się w piątek(dzisiaj), ale to też jakoś mu się przedłużyło i dojechał do swojego nowego domu około 22. Miał swoje klucze, otworzył więc drzwi, zapalił światło na korytarzu i... usłyszał WRZAAAAAAASK!!!!!!

****

Cóż. Dzień, w którym Carl wprowadził się do domu zapamiętamy wszyscy. Idealne wyczucie czasu.

Śmialiśmy się co nie miara.



---
Napisanie tej historii jest zgrabnym ominięciem tematu pożegnań.
Nie umiem się żegnać.
Nie wtedy kiedy mam wrażenie jakby ktoś wyrywał mi serce.

Dlatego chcę zapamiętać ten czysty śmiech, którym zanosiliśmy się gdy okazało się, że to Carl zapalił światło, a otwarte drzwi na dole wywołały przeciąg, który otworzył drzwi.
Szczery śmiech... będzie mi Cię brakowało.

piątek, 17 września 2010

Do You Mind?

Londyn.
Cały dzień po głowie chodzi mi piosenka z tytułu.
Załatwionych spraw milion albo dwa... a wszystko zwieńczone wizytą w teatrze.

Pięknie jest.
I chciałabym bez żadnego 'ale'...
Pojutrze będzie płacz.
Tymczasem dzisiaj słońce, design, Gherkin i trzepot skrzydeł.
NIE TAK MIAŁO BYĆ!





(...) stay another day if that's ok?

wtorek, 14 września 2010

m(ów)isz-masz

W ostatnich dniach zanotowaliśmy wzrost akcji podróżniczych oraz fotograficznych. Oto szczegóły notowań:

Windsor Great Park. Pogoda może mało great, bo płatała figle, ale w kaloszkach i w dobrym towarzystwie jak znalazł. :) Potem nawet słonko wychodziło - a widoki przednie.





Londyn. Wystawa "Butterfly explorers". Jedno jest pewne: spełnione marzenie. Widziałam niebieskiego morpho i jest to z całą pewnością najpiękniejsze stworzenie jakie do tej pory ujrzały moje oczy. Zdjęcia nijak nie są w stanie tego oddać - kiedy patrzymy na niego zmienia kolor w zależności od kąta, pod jakim go widzimy. Dlatego kiedy leci, mieni się od jasnoniebieskiego przez intensywnoniebieski aż do fioletu. Najpiękniejszy widok świata.
A ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, chcę więcej. Chcę zobaczyć całe chmary tych stworzeń siadające na drzewach. To w Ameryce Południowej. Zobaczymy, co da się zrobić... Ale KIEDYŚ na pewno.:)





Cambridge. W Oxfordzie byłam już kilka razy, w Cambridge nigdy przedtem. Po powrocie podtrzymuję zdanie, że Oxford jest po prostu lepszy. Bez dyskusji :) [Ale kilka ciekawych widoczków znalazłam;)]





P.S. Jest taki bardzo stary film - "Nie lubię poniedziałku". Spieszę donieść, że u mnie wręcz przeciwnie. Od przyszłego tygodnia poniedziałek jest moim ulubionym dniem tygodnia: cały dzień zajęć z interior designu zakończony tangiem. Ot i rada dla malkontentów - nie lubisz poniedziałków? Wypełnij je przyjemnościami ;)

piątek, 10 września 2010

Houston, wylądowaliśmy.

Po milionach perypetii z moich laptopem, wszystko lub prawie wszystko wydaje się działać poprawnie (odpukać w niemalowane! [stuka się w główkę;p]). Teraz tylko z milion zdjęć do obróbki i z tysiąc maili do odpisania. Ale cierpliwości...

Pobyt w Polsce fenomenalny; przedłużony przyjazdem mamy do Londynu - również bardzo udanym.

A teraz ostateczne przygotowania do nowego roku szkolnego - oficjalnie jestem już studentką interior design jako drugiego kierunku plus od września zaczynam nową pracę, wprowadziłam się też i urządzam w nowym domu - wiele zmian, rzeka płynie ;) Ale najważniejsze jest to, że wszystko powoli zaczyna się układać w jedną całkiem spójną całość i chyba nawet uda mi się pogodzić moje ambitne plany :)

Na zakończenie kilka wspomnień: :)