Zarejestrowałam się przez Internet, aby móc zagłosować na Majorce. Dostałam potwierdzenie z adresem, gdzie odbędzie się głosowanie. Na całą Majorkę przypada jedna Komisja Wyborcza.
W niedzielę z tej okazji zapuściłam się w rejony, w które wcześniej nie miałam po co się wybierać... Rany-julek, muszę sobie sprawić telefon z GPSem!
Nie miałam mapy jako takiej, tylko narysowałam sobie drogę i spisałam nazwy ulic z GoogleMaps. Na moje nieszczęście, GoogleMaps podaje nazwy ulic po hiszpańsku, a na Majorce jest to tylko jeden z dwóch języków urzędowych. Jest jeszcze majorkański(nie wiem, tak to się odmienia?), który jest odmianą katalońskiego, który jest pomieszaniem hiszpańskiego z francuskim. Tak skomplikowanie jak to brzmi, nie byłoby to problemem, gdybym w jednej trzeciej drogi nie zorientowała się, że nazwy ulic na tablicach podawane są właśnie w owym języku... No i tu zaczęło się robić pod górkę (dosłownie i w przenośni). Na szczęście moja orientacja w terenie nie jest taka najgorsza, a i ludzi popytałam, więc w końcu trafiłam na właściwą drogę... I już, już, kiedy cieszyłam się, że znalazłam ulicę z adresu, którego szukałam, na mojej drodze pojawił się kolejny problem. Szukałam numeru cztery. Idę sobie uliczką, gdzie po prawej parking i kawałek dalej MERCADONA (ichni supermarket), a po lewej rząd domków, sklepów etc. Patrzę w lewo spodziewając się, że to któryś z tych domków okupuje Konsulat Honorowy Polski, kiedy po chwili spostrzegam, że te numerki to tylko liczby nieparzyste. Doszłam do końca ulicy i nic. Wróciłam. Stanęłam między trójką i piątką i zastanawiałam się, gdzie jest jakieś magiczne przejście, i czy nie mamy przypadkiem głosować przez zostawienie swojego głosu w jakiejś skrzynce pocztowej, czy cokolwiek takiego... I wtedy odwróciłam się, a obok wielkiego napisu MERCADONA zauważyłam małą tabliczkę z numerkiem 4. Nie mogłam w to uwierzyć. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to to, że zburzyli budynek, w którym kiedyś był Konsulat, a teraz na tym miejscu stoi supermarket (kręcili się tam jacyś robotnicy, więc założyłam, że supermarket jest nowy). W pierwszej chwili nie pomyślałąm nawet, że właśnie znalazłam to, czego szukałam.
Jedyna Komisja Wyborcza na Majorce została umiejscowiona w budynku supermarketu!
Na bocznych drzwiach znalazłam taką oto kartkę:
I tak spełniłam swój obywatelski obowiązek głosując w towarzystwie produktów spożywczych... no dobra, przesadzam. ;D Było wydzielone osobne miejsce, była Polska flaga, mała urna i nawet niemały ruch. Załatwiałam sobie od razu pozwolenie na głosowanie w innym miejscu w drugiej turze, więc kiedy musiałam chwilę na nie poczekać to przyglądałam się kolejnym wchodzącym ludziom. Szczerze mówiąc ruch był spory, co cieszy :)
II tura w Londynie.
A tak przy okazji, jestem nader szczęśliwa na myśl o nadchodzącym 2lipca.
Mały dzień dla ludzkości, wielki dzień dla Kasi.
O 8 rano wylatuję z Majorki. Mam przesiadkę w Madrycie i kilka godzin czekania, których nie zamierzam spędzać na lotnisku, tylko lecę zwiedzać centrum Madrytu :)
Potem po południu przelot do Londynu, powrót do Egham i odebranie kluczy do nowego domku! :) Na koniec przeprowadzka moich rzeczy z garażu koleżanki do nowego miejsca, a jak uda mi się gdzies w ciągu dnia złapać Internet, to jeszcze sprawdzę wyniki egzaminów, bo mają pojawić się w Internecie właśnie 2 lipca.
To będzie wielki dzień. Dużo planów. Duże zapotrzebowanie na energię :)
ALE. Nie takie rzeczy się robiło ;)
Żeby było ciekawiej, to 3 mam na siódmą rano do pracy :D C'est la vie! Can't wait, as always :D sasasasa^^
a wieczorem po pracy widzisz się ze mną;D
OdpowiedzUsuńoczywiście :)
OdpowiedzUsuńa jeszcze przedtem pakuję się do Barcelony, bo pracuję tylko do 10, ale zawsze ;D