Autobus ciągle jedzie, przez okno widzę pagórki z wypasającymi się krowami. Jeszcze dość ciemno, ale po chwili po prawej stronie, na horyzoncie pojawia się mlecznożółta łuna. Będzie wschód. Głowa oparta o szybę, w uszach spokojna muzyka z iPoda.
Tak pięknie rozpoczęła się ta szkocka przygoda.
Sobotnie słońce w Glasgow. Polski obiad - mniam, mniam. I długi spacer z Kubutkiem w halloween'owym stroju diabełka. Szkoci w kiltach grający na bębnach i kobzie na głównym deptaku. Niesamowici! Taka energia od nich biła, że szok. ;) I udzieliło mi się. Dzień bardzo pozytywny. Taki wewnętrzny spokój. Przepyszna kolacja u Chińczyków i niekończące się zabawy, tany-tany i chlapu-chlapu z najprzystojniejszym jednorocznym mężczyzną ever. A na koniec babski wieczór z Sis, najlepsze lody czekoladowe Haagen i po raz kolejny odpłynęłam przy "Przeminęło z wiatrem"...
Glasgow - I'm lovin' it.

po raz kolejny.. masakra juz nigdy wiecej nie dam sie nabrac na "tak przeminelo z wiatrem ogladajmy bo mam ochote na starocie".. taka zniewaga... heh ale dzionek udany:) kocham cie!!! a Kuba chyba tez.. nawet zjadl spagetti a to juz wyrazny znak na to ze he;s under your spell...
OdpowiedzUsuńA ten Szkot? Skąd on się wziął na tym zdjęciu i gdzie jest jego prawa ręka?:-)
OdpowiedzUsuńAle sobie przygruchałaś brytola.... :P
OdpowiedzUsuńGlasgow ci się podoba? A byłaś w Edynburgu? Bo moim zdaniem jest o niebo wspanialszy;>
OdpowiedzUsuńnie mówiąc już o krajobrazach na północ od Glasgow, zwane przez lokalnych West highlands^^