środa, 18 listopada 2009

na w pół realnie...

zapytana o moją ulubioną porę dnia, odpowiedź pewnie zależałaby od tego, kiedy to pytanie zostałoby zadane.

w tej chwili moją ulubioną porą dnia jest moment, kiedy już leżę sobie smacznie w łóżeczku i z zamkniętymi oczkami udaję się w ręce mojej wyobraźni. wyobraźni, która nieraz mnie zaskakuje, pokazując mi odległe krainy i nierealne rozmowy. kreując niesamowite sytuacje...
w pewnym momencie absurd osiąga po prostu poziom snu.

i tak teraz, słuchając sonat Mozarta dla wyciszenia (a po energii i pobudzeniu Sinatry jest mi to potrzebne przed pójściem spać), marzę sobie o tym momencie, niechętnie klepiąc kolejne słowa wypracowanka na niemiecki...

1 komentarz: