wtorek, 24 stycznia 2012

tiul, tiul wciąż kręci mi się przed oczyma...

Poszłam dziś do Opery... (już słyszę głos Wojciacha: znowu?!)
Tym razem jednak dla odmiany do opery poszłam obejrzeć balet. O ile dobrze sobie przypominam to był to mój pierwszy raz. Z baletem znaczy się. Takim klasycznym (tańce przeróżne nowoczesne nie liczą się wszakże).  :)
"La Sylphide". Źródło: www.wiener-staatsoper.at
Tony, tony tiulu przelatują mi ciągle przed oczyma, tak jak gdy po całym dniu zjeżdżania na nartach masz wrażenie, jakbyś dalej jechał. Tylko panowie, zamiast w rajtuzach, podrygiwali w czymś w rodzaju kiltu oraz tak dziś modnych długich wełnianych podkolanówkach. Najbardziej rozśmieszyła mnie pewna starsza pani, która siedziała tuż przede mną i gdy jeden z owych panów wykonując solówkę zaczął kręcić piruety tak, że mu tę spódniczkę podwiewało znacząco do góry, owa prawdziwa wiedeńska dama wyciągnęła w pośpiechu swoją operową lornetkę i przestała się w nią wpatrywać dopiero w momencie, o zbiegu okoliczności!, kiedy tancerz zakończył swoje piruety.

Nigdy nie marzyło mi się zostanie baletnicą i nie do końca rozumiem, jak można na własną prośbę przechodzić katusze, o których słyszy się w opowieściach baletnic. Podobało mi się, i owszem. Niemniej jednak drugi raz bym nie poszła. No chyba że przyjechałby ktoś z Moskwy. Albo na Jezioro Łabędzie. Albo najlepiej dwie pieczenie na jednym ogniu...
.

1 komentarz:

  1. Bardzo wiele zależy od poziomu wykonawców. Ja byłem zarówno na przedstawieniach rosyjskich grup z Borysem Ejfmanem na czele jak i np. zespołu łódzkiego Teatru Wielkiego. PRZEPAŚĆ! Ale jak już trafisz na takich tancerzy, którzy po scenie płyną, jakby nie sprawiało im to największego wysiłku, a choreografia naprawdę wyraża emocje i radzi sobie z narracją to można się baletem zachwycić na długo. Dlatego zachęcam do podjęcia kolejnej próby za jakiś czas :) pozdrawiam wiedeń. brat baletmistrza.

    OdpowiedzUsuń