niedziela, 29 stycznia 2012

miało być o lataniu...

Od góry: Wiedeń, Paryż, Londyn. 06-01-2012

...bo jak leciałam z aparatem na kolanach i siedziałam przy oknie to nie mogło być inaczej.
A że jeszcze w trakcie podróży pilot ogłosił, że właśnie przelatujemy nad Paryżem...

I teraz takie pytanie refleksyjne.
Skoro jak nabierzemy porządnego dystansu to i tak to wszystko wygląda tak podobnie, to dlaczego w życiu tak wielką różnicę robi nam to, gdzie jesteśmy?

Z dedykacją dla Pilota.

wtorek, 24 stycznia 2012

tiul, tiul wciąż kręci mi się przed oczyma...

Poszłam dziś do Opery... (już słyszę głos Wojciacha: znowu?!)
Tym razem jednak dla odmiany do opery poszłam obejrzeć balet. O ile dobrze sobie przypominam to był to mój pierwszy raz. Z baletem znaczy się. Takim klasycznym (tańce przeróżne nowoczesne nie liczą się wszakże).  :)
"La Sylphide". Źródło: www.wiener-staatsoper.at
Tony, tony tiulu przelatują mi ciągle przed oczyma, tak jak gdy po całym dniu zjeżdżania na nartach masz wrażenie, jakbyś dalej jechał. Tylko panowie, zamiast w rajtuzach, podrygiwali w czymś w rodzaju kiltu oraz tak dziś modnych długich wełnianych podkolanówkach. Najbardziej rozśmieszyła mnie pewna starsza pani, która siedziała tuż przede mną i gdy jeden z owych panów wykonując solówkę zaczął kręcić piruety tak, że mu tę spódniczkę podwiewało znacząco do góry, owa prawdziwa wiedeńska dama wyciągnęła w pośpiechu swoją operową lornetkę i przestała się w nią wpatrywać dopiero w momencie, o zbiegu okoliczności!, kiedy tancerz zakończył swoje piruety.

Nigdy nie marzyło mi się zostanie baletnicą i nie do końca rozumiem, jak można na własną prośbę przechodzić katusze, o których słyszy się w opowieściach baletnic. Podobało mi się, i owszem. Niemniej jednak drugi raz bym nie poszła. No chyba że przyjechałby ktoś z Moskwy. Albo na Jezioro Łabędzie. Albo najlepiej dwie pieczenie na jednym ogniu...
.

sobota, 21 stycznia 2012

cała Austria czyta studentom

Na czwartkowym wykładzie pan profesor przedstawił prezentację w PowerPoincie, na której znajdowało się dziesięć slajdów z różnymi cytatami. Cytowanie długich fragmentów oraz czytanie wykładów z kartki to to, co profesorowie tutaj lubią najbardziej. I czasami wydaje mi się, że to jedyne co robią (bo czy jedyne co potrafią to nie dane mi było się przekonać).
I stąd, podczas ostatniego już wykładu z mojej najulubieńszej historii kultury austriackiej, z nudów pisałyśmy sobie z koleżanką w zeszycie - jak w podstawówce.

Oto wnioski:
Czy potrzebny jest komentarz?

Na całe szczęście, moich męk kres widać już tuż tuż.
Trzymajcie się mocno; 2 lutego, Warszawo, przybywam! :)

piątek, 13 stycznia 2012

Wyjątkowo wyjątkowi. Wyjątek od reguły.


Ja wcale nie jestem wyjątkowa. Każdemu wydaje się, że jest. No dobra, każdemu w miarę wyedukowanemu homo sapiens. Wydaje nam się, że jesteśmy centrum wszechświata. Nasze głowy, nasza wyobraźnia wytrwale i nieprzerwanie stara się wymyślić scenariusz, w którym zawojujemy świat. Jednak w prawdziwym życiu tylko nielicznym się to udaje. Czy to kwestia charakteru i predyspozycji, czy zupełnie losowo rzuconej szansy – „bo to było dobre miejsce i dobry czas”…? No nie wiem. To się wydaje takie logiczne, że myślimy o sobie jako o głównym bohaterze zwycięskich wojen, ale przecież z dalszej perspektywy wiadomo, że nie ma wygranych bez przegranych. Więc dlaczego jako jednostki zakładamy, że może nam się udać? Że to właśnie nam powinno się udać?
Nietzsche był taki mądry, a jednak wiecznie nieszczęśliwy. Czy to jest wystarczające wytłumaczenie? Że nie można mieć WSZYSTKIEGO?...

A ja, na przekór temu co myśli moja głowa, tworzę sobie osobną osobowość i wyjątkowo staram się być wyjątkiem od reguły. I w tym myśleniu wraca do nas pierwsze zdanie.


Jak ten Świat został skonstruowany. Ah! :)