Dwa tygodnie temu przeprowadziłam się do Hiszpanii. Zatem to wspomnienie jest teraz jak najbardziej na miejscu :)
Przez pierwsze dwa tygodnie użerałam się tylko z biurokracją i wszędobylską desinformacją na jednym z najstarszych uniwersytetów w Europie. Salamance przydałoby się zrobić trochę wiosennych porządków, bo bałagan mają niemały; i po moim pobycie w jakże biurokratycznej, ale też i jakoś uporządkowanej Austrii, zanosiło się na kiepski start... ale jak to mówi stare dobre powiedzenie: nie chwalmy dnia przed zachodem słońca!
Dziś miałam w końcu swój pierwszy dzień zajęć, a już od jutra powinnam oficjalnie być uznana za studentkę. :) Z radością donoszę, że pierwsze wykłady miło mnie zaskoczyły! (Chociaż może nie jestem obiektywna... zmiana z wykładów zawsze czytanych z kartki na cokolwiek innego MUSIAŁA być pozytywna;] ) Rozumiem praktycznie wszystko, mimo że od czasu egzaminów w maju niewiele miałam kontaktu z językiem. A zatem na plus. I jak na pierwszy dzień, porównując z doświadczeniem austriackim, to byłam nawet gadatliwa.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wspomniała tu o pewnej ironii losu, którą dziś spostrzegłam.
Idąc na SGHa, uciekałam przed ekonomicznym niemieckim jak tylko się dało. Tak trafiłam na francuski.
Idąc na Royal Holloway, uciekałam przed SGHem jak tylko się dało. I tam okazało się, że to jednak nie przed SGHem ta ucieczka, a przed ekonomią per say. Tak trafiłam na licencjat z hiszpańskiego i niemieckiego(! - chciałam francuski, ale się nie dało...).
Idąc do Salamanki nie spodziewałam się, że pierwszego dnia dopadnie mnie mój los. Uciekałam, uciekałam. I mam. W tym semestrze moja nowa grupa z niemieckiego zajmować się będzie tematem... ekonomii.
I tak historia kołem się toczy, prawda? Ktoś gdzieś puszcza mi oczko ;)
Nie jest to jednak koniec świata. Na zajęciach było nas 6 osób, włączając w to studiującego germanistykę księdza. ;) W takiej malutkiej grupie i z przemiłą nauczycielką, to nawet ta ekonomia mi nie straszna.
A może to wiosna przeze mnie przemawia optymizmem?
Bo tu dziś jest tak: witajcie tenisówki, żegnaj płaszczu!
Wiosna w pełni :)
Pozdrawiam cieplutko,
K. =)
Bezchmurne niebo, słoneczko... wiosna! |
A to mój wydział . Dokładnie naprzeciwko ogromnej katedry, o której będzie innym razem... ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz