niedziela, 18 marca 2012

gradobicie w Salamance + poczucie humoru służby zdrowia

Pogoda zdecydowanie się pogorszyła... W piątek nawet padało. Niestety, ominęła mnie ta atrakcja, bo deszcz trwa tu kilka minut...
Jednak, jak na ten klimat, opady były newsem dnia - szczególnie, że przybrały postać bryłek lodu... 


Ciekawostka z życia hiszpańskiej służby zdrowia.
Ostatnimi czasy "zaprzyjaźniam się" z hiszpańskimi lekarzami. Raz dostałam wyznaczoną godzinę na 9:27, innym razem miałam pojawić się o 15:16. Ale humor hiszpańskiej służby zdrowia na tym się nie kończy. Kiedy weszłam do gabinetu Pan Doktor zdawał się być bardziej skupiony na poprawianiem moich błędów językowych (myśląc raczej o tym, żeby wytłumaczyć co mi jest, wchodząc powiedziałam np.normalne "dzień dobry", zamiast wersji której używa się po południu, a było już po trzeciej....(jak śmiałam!)), po czym  przeszliśmy do nauki wymowy mojego imienia i nazwiska (ojojoj.), aż w końcu Pan Doktor stwierdził, że Katarzyna to jak Katarzyna Wielka, zapytał skąd jestem, po czym próbował mnie przekonać, że Katarzyna Wielka była Polką. Na co ja, że była Rosjanką. Na co Pan Doktor, że to było jeszcze "zanim Polska powstała". Zdecydowanie nie chciało mi się wchodzić w spory na temat rozbiorów oraz narodowości cesarzowej Rosji, kiedy na każdą wizytę przeznaczają (teoretycznie) 3 minuty....
W gabinecie spędziłam prawie pół godziny, po wyjściu pacjenci czekający na korytarzu dawali mi mordercze spojrzenia, ale najlepsze jest to, że poza tym, że Pan Doktor nie umie obsługiwać komputera oraz ma braki w historii, nie dowiedziałam się niczego.
Ot i wizyta u specjalisty.
Trawa zawsze wydaje się nam zieleńsza za płotem sąsiada, prawda? Czy oby na pewno?

niedziela, 11 marca 2012

España: fotoreportaż z frontu

Dziś mija dokładnie miesiąc od kiedy przeprowadziłam się do Hiszpanii i w końcu nadszedł chyba czas, żeby podzielić się tym, co tu u mnie słychać ;) Jako że większość ludzi jest jednak "wzrokowcami", oto mały fotoreportaż :)

P.S. Przy okazji wspomnę jeszcze: przepraszam za wszystkie opóźnienia w odpisywaniu na maile (a raczej za nie-odpisywanie)... postaram się nadgonić zaległości wkrótce!

Mieszkam sobie w małym studio o tu:


Idąc moją traską na uczelnię kieruję się przez całą drogę na zabytkową katedrę. Służy mi za drogowskaz, a co! (Swoją drogą 'traskę' mam nie małą. Idąc na uczelnię dwa razy w ciągu dnia wyrabiam 10km 'spaceru' :D Thank Steve Jobs for iPod! Towarzyszą mi podcasty z nauką niemieckiego i hiszpańskiego:] a zatem czas dobrze wykorzystany. Poza tym, wspominałam już, że tu nigdy nie pada i zawsze świeci słońce? hehe)


Mój wydział (Faculdad de Filología) znajduje się w samym środku historycznego centrum - tuż naprzeciwko Nowej Katedry (nowej, czyli z XVI w. Dla odróżnienia od Starej, z XIIw.) . Dlatego najpierw mym oczom ukazuje się ta ogromna i imponująca budowla:

Po czym obracam się i udaję w stronę mojego budynku głównego:


Sama Katedra jest strzelista, a jej wejście główne całe wyrzeźbione. To się dopiero nazywa "dbałość o szczegóły" ;)

Kiedy przyjechałam Hiszpanie świętowali jeszcze karnawał, co objawiało się w najdziwniejsze sposoby ;)

Kiedy koleżanki z pobliskiej Zamory przyjechały mnie odwiedzić, zupełnie przypadkiem, czyli tak jak to się zwykle dzieje przy wielkich odkryciach, natrafiłyśmy na piękny park z widokiem z jednej strony na katedrę, a z drugiej na panoramę Salamanki. (Salamanca pisze się w zasadzie przez "c", ale spolszczona odmiana hiszpańskiego słowa skutkowałaby tworem [kogo?czego?] Salamanci. "Salamancia" jakoś jednak nie pasuje mi do miasteczka trzeciego najstarszego Uniwersytetu w Europie - po Padwie i Oxfordzie.)



A tu ja na tle Starej Katedry (jakby jedna komuś nie starczyła;] )

Jak na Hiszpanię przystało: churros con chocolate! Churros są to w zasadzie pałeczki z ciasta takiego jak pączki, świeżo usmażone i podane z prawdziwą gorącą czekoladą. Maczamy i smakujemy. Bomba kaloryczna. W sam raz na głodek po długim spacerze. Wyśmienite. Polecam! :)


 Katedra nocą:

Plaza Mayor, czyli plac główny. To tu rozgrywała się akcja filmu Vantage point (przetłumaczonego jakże dokładnie na "8 części prawdy" ;]). Pięknie podświetlony nocą:

Kiedy humory dopisują, a fotograf ma refleks... ;)

Godzina 21:00. Matki pchają dzieci w wózeczkach. Tłumy na ulicach. Po prostu Hiszpania.

A tu kilka zdjęć z wycieczki do Zamory. Plac główny udekorowany drzewami które się zrastają nad głowami przechodniów...

Śliczne małe uliczki:

No i my, równie śliczne ;)

Widok na Zamorę. Bo zawsze lubię oglądać miasta z dobrych punktów widokowych :)



 A tu już znów w Salamance. Rzeka Duero i piękne słońce na bezchmurnym niebie. Czyli, umówmy się, w zasadzie codzienny widok ;)

Mam nadzieję, że podobał się Wam mój mały tour i trochę przybliżył mój Hiszpański dom. To w zasadzie tylko część z newsów. Ta, której towarzyszył aparat ;) Kolejne up-date'y wkrótce!