Mamy jesień.
14 stopni, deszcz, jeżyny i zapach lasu, który z jesienią ma tyle wspólnego, co moje wspomnienia wypadów na grzyby we wrześniowe popołudnia tuż po szkole.
Wprowadzenie się do nowego domu, które miało miejsce miesiąc temu, wiąże się z takimi niespodziewanymi zjadaczami czasu jak przycinanie żywopłotu, czy umawianie się na inspekcję gazu (przy czym sama inspekcja trwała dziś rano około minuty, a żeby się na nią umówić musiałam dwa razy dzwonić do British Gas gdzie cięgle mnie przełączali i wisiałam na telefonie po dwadzieścia minut za każdym razem!).
A z czasem ostatnimi czasy było krucho.
(Poprawność językowa zagubiła się gdzieś w samolocie powrotnym z Barcelony. Pracuje ze mną co prawda jedna Polka, ale nasze słownictwo zamiera, wkrada się zaś słowotwórstwo, neologizmy i przerywniki w stylu "ten no wiesz", "to tamto" lub po prostu angielskie odpowiedniki.)
Praca. Słów kilka.
Wstaję, idę do pracy, wracam z pracy, kładę się spać, wstaję, idę do pracy, wracam z pracy, kładę się spać, wstaję... i tak w koło Macieju. Od miesiąca prawie każdy dzień jest taki sam, a upływ czasu mierzy się poniedziałkowymi lekcjami tanga w Londynie, czwartkowym porannym wystawianiem śmieci na ulicę i weekendowymi dłuższymi przerwami pomiędzy poranną, a wieczorną zmianą. O tym jak szybko mijają dni kiedy pracuje się od 7rano do 9wieczorem najlepiej świadczą moje książki, które po wprowadzce położyłam w stertach na podłodze i cały czas nie upchnęłam ich na półki, ani do szuflad w biurku.
Jeśli o samą pracę chodzi to nie wszystko jest AŻ TAK monotonne, ale nie będę tu prowadzić DZIENNIKA z wypadków przy pracy ;) Natomiast z ciekawszych spostrzeżeń, których mieliśmy okazję doświadczyć na przestrzeni ostatnich tygodni:
-jeśli w całej okolicy odetną wodę, kucharz nie ma jak gotować,
-jeśli gdzieś się pali, to dzieciaki panikują i biegają jak szalone,
-jeśli firma produkująca plastikowe kubeczki wypuści felerną, dziurawą partię, kończy się to 'powodzią' na każdym stole,
-a jeśli widujesz tych samych ludzi każdego dnia przez długi czas, pewne jest to, że ktoś komuś wpadnie w oko, a inny ktoś będzie miał z tego niezłą radochę ;)
Dziś mam dzień wolny. W końcu. Nareszcie. W planach wyjazd z Emilą - do Windsoru, gdzie swoją rezydencję ma Królowa. Może spotkam Księcia Williama? :D
Mój samolot do Polski odlatuje za cztery i pół dnia.
A wtedy, mam nadzieję, czas trochę zwolni... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz