czwartek, 21 lipca 2011

wszystkie drogi prowadzą do...

...Rzymu, oczywiście.

A zatem niech się stanie. :)
Moja droga do Włoch jest jak zwykle pokręcona, ale to nikogo kto mnie zna nie powinno raczej dziwić.
Wczoraj w nocy zawitałam do Gdańska, skąd kochana rodzinka przewiozła mnie w strugach deszczu do domu. Dom. Jak cudownie być w... zarzuconym moimi pudłami pokoju! ;) W weekend przed wylotem z Londynu wysłałam paczki ze swoimi rzeczami. Wstyd się przyznać ile tego wyszło, ale usprawiedliwiam się tym, że 5 z moich 10 paczek to były projekty, modele i wszystko interior-design-related. (Już słyszę mojego brata mówiącego "to teraz powiedz to po polsku". A zatem: związanego z projektowaniem wnętrz. ;] ) Potrzebuję trochę czasu, żeby przerzucić się znów na polski, bo jak by nie patrzeć przez ostatnie miesiące 99%czasu mówiłam i myślałam po angielsku. Ciekawe czy kiedyś zacznę myśleć po hiszpańsku? Albo niemiecku?
Ad rem! Słowotoku jakiegoś dostałam. ;p

La Italia.
Jak na mnie przystało, jeszcze nie rozpakowałam swoich manatków a już się muszę znowu pakować. Jutro w nocy wyjazd do Włoch. Cała piękna Italia wzdłuż i wszerz, a raczej tam gdzie nas powiozą. A powieźć mają w wiele miejsc podobno. Więcej detali w relacji z podróży.

Wszystkich tych, którym ciągle nie odpisałam na maile bardzo przepraszam i obiecuję poprawę w najbliższym czasie.

A na zakończenie mała wstawka muzyczna:
http://www.youtube.com/watch?v=gRn0VZnndHU

Mój wyjazd z Londynu ciągle wydaje się nierealny. Łzy i śmiech na przemian na te wszystkie wspomnienia, które wskakują mi co chwila do głowy.
A rano odwracam głowę i nagle uderza mnie to poczucie, że brakuje mi połowy serca.

Oddam wszystko za umiejętność teleportacji.

środa, 6 lipca 2011

osiem miesiecy ciszy

Panta rhei. Istnienie tego bloga przestalo w pewnym momencie miec sens.

Ale przez ostatnie dwa miesiace powracala do mnie ta niepokojaca mysl... coraz wiecej slow zastepuje angielskimi odpowiednikami. Coraz wiecej mysli upraszczam, PONIEWAZ mysle po angielsku.
I czasem wydaje mi sie, ze w pewnym (intelektualnym) sensie, moje refleksje sa nie-domyslone (macie czasami taka mysl, ktora jakby 'lapiecie', ale jej nie sformuujecie, nie ubierzecie w slowa, wiec gdyby ktos Was zapytal o czym myslicie, to by Wam to umknelo?). Czy mysli niesformuowane, o ktorych nie da sie porozmawiac, sa cokolwiek warte?

To lenistwo formuowania wlasnych mysli jest dla mnie wystarczajacym powodem, by... zaczac jeszcze raz.

=)

A zatem witajcie ponownie w odchlani mojego (bez)rozumu.


[Poza tym, co by tu wiele mówic, latwiej sie obrabia tylki w egzotycznym jezyku* ;)] *tak ostatnio nazwal jezyk polski moj chlopak, zatem niech bedzie 'egzotycznie'.

Niech sie stanie! Rzeka plynie. A ja mam wieeele ciekawych planow na nadchodzacy rok. :) :) :)


Do uslyszenia wkrotce.
K.